Przedstawiam Wam... ( z powątpieniem zerkam na półkę i liczę tomy ) trzynastą już część "Zwiadowców". Co prawda, jest to prequel, jak sama nazwa wskazuje [wczesne lata] jednak to nic nie zmienia. Bite 13-cie tomów o przygodach grupy wykwalifikowanych ludzi.
Nazywają się oni Królewskimi Zwiadowcami, mieszkają w chatkach na uboczach wsi, są mistrzami łucznictwa i kamuflażu. Potrafią nawet rozmawiać ze swoimi koniami. No dobra, nie dosłownie.
Tak czy siak - dla młodzieży tematyka idealna aby zainteresować się czytelnictwem, aby dać się złapać na nieodwracalną miłość do książek. Szczerze, to mimo tego, że lubiłam czytać jako dzieciak, i zawsze coś tam czytałam, to dopiero seria "Zwiadowcy" uzależniła mnie do końca.
Ile razy można odgrzewać tego samego kotleta? Niech będzie i 13 razy ( w wywiadzie z autorem czytałam, że będzie jeszcze druga część "wczesnych lat" i kolejna, z serii "Zwiadowcy", mój portfel płacze). Jak długo można wymyślać przygody tym samym bohaterom? I w ogóle jak długo można tworzyć na płaszczyznie tego samego uniwersum? Przecież seria Johna Flanagana "Drużyna" toczy się również wśród postaci poznanych w Zwiadowcach. Jeżeli nie znacie odpowiedzi na te pytania, to wyżej już wymiony Flanagan swoim przykładem i upartym pisaniem pokazuje, że można!
I co ciekawe? Nie jest złe. Biorąc pod uwagę, że jest to już któraś tam jego książka i idący za tym fakt rozwoju pióra - książka pozostaje w klimacie pierwszej części napisanej w 2004 roku. (Tak, tyle już lat minęło.) Nadal powieść jest owiana delikatnością i niewinnością, brak drastycznych scen, najokropniejsze przekleństwo to coś w stylu "osz w mordę!", a bohaterowie są prawi i szlachetni. "Tutniej w Godlanie" na szczęscie nie został pozbawiony humoru, tzn. smaczków od autora, tak uwielbianych w Zwiadowcach przeze mnie. Elementy takie jak: ponury Halt czy głupkowaty Crowley plus ich kłótnie o sposoby parzenia kawy, młodszym czytelnikom pozwolą pokochać ich jeszcze bardziej, a mi przypomnieć sobie miłość do Zwiadowów, w wyrazie małego sentymentu.
W książce poruszone są dość ważne problemy, np. niesprawiedliwość, oszustwa czy alkoholizm. Autor poprzez głównych bohaterów jasno przekazuje zasady moralne, mówiąc jasno co jest dobre, a co złe. Myślę, że to mądre posunięcie, dać taką książkę dziecku do czytania, bo w sumie, to sposób omówienia owych zagadnień był nieco banalny.
Wady? Szczerze, to miałam nadzieję, że wątek rozpięty na długości całej książki, skończy się jeszcze w zawiasach okładki. O właśnie! Okładka. Czy tylko ja mam wrażenie, że w porównaniu ze "Zwiadowcami", to jest jakąś nieudaną próbą? Która przez przypadek wkradła się w nocy w wydawnictwo?
To chyba już wszystko na temat nowych Johnów Flanaganów na półkach
sklepowych, a na koniec mały żarcik. Byłam w bibliotece i przechodząc
przez młodzieżówki, narknęłam się na coś takiego:
A niech będzie i horror, w sumie wizja bycia przebitym skrzałą nie jest przyjemna. :)
Całość jakoś 8/10
Sowa
Flanagan jest cudowny, więc może jeszcze ciągnąć to do końca swoich dni XD
OdpowiedzUsuńChyba się musze zgodzić :)
UsuńNie znam jeszcze tej serii, wszystko więc przede mną :)
OdpowiedzUsuńPolecam, jako tę "lekką" literaturę :)
UsuńHaha, horror - to mnie rozbawiło ;)
OdpowiedzUsuńA co do "Zwiadowców" przeczytałam ostatnio dwie pierwsze części i nie wiem czy będę kontynuowała. Druga zdecydowanie bardziej mnie wciągnęła, ale to wciąż książki raczej dla młodszych czytelników, a ja mam już te ponad dwadzieścia lat ...
Pozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Zwiadowców mam w domu, całą serię, bo czytał ją mój brat. Może kiedyś i ja się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Uwielbiam "Zwiadowców", więc "Turniej w Gorlanie" z pewnością prędzej czy później przeczytam. Jak na razie, jestem przy piątej części "Drużyny" i jest niesamowita, ale okładka tego prequelu to rzeczywiście niewypał! ;)
OdpowiedzUsuń